Social Icons

piątek, 24 lipca 2015

Kawałek Lizbony na kolację

Ola!

Ponieważ spotkało mnie coś niesamowitego nie mogłem się już doczekać aby się z wami tym podzielić. Chciałbym dzisiaj zaprezentować wspaniałą gratkę. Do rzeczy!

Pewnego wieczora szliśmy z Natalą na kolację. Znalazłem wspaniały lokal. Jak było napisane na jednym z blogów "widok piękny, tylko obsługa kiepska". Przekonał mnie widok z lokalu na Lizbonę. Podobno piękny. No cóż, pójdziemy to zobaczymy, nie można tak odrazu się zrażać. Tak więc szliśmy już do tego lokalu. Po drodzę oczywiście się trochę pogubiliśmy i zrobiliśmy małe kółko, ale dotarliśmy. Cały czas w głowie miałem sentencję" kiepska obsługa". Gdy staliśmy przed lokalem upewnialiśmy się dziesięć razy czy to aby napewno ten lokal i aby napewno ta ulica, ponieważ to co zobaczyliśmy nie przypominało lokalu, gdzie obsługa jest kiepska, a na pewno takim nie było. Restauracja miała przepiękny wystrój, włącznie ze wspomniamym wyżej przepięknym widokiem na Baixę i na rzekę Tag. Przytoczona już obsługa chodziła w białych koszulach i krawatach. Tak, to był ten lokal. Nazywał się ZamBeZe. Mało tego, na nasze (nie)szczęście, w lokalu był jakiś bankiet i nie można było usiąść na tarasie. Szkoda. Odrazu zrezygnowaliśmy z siedzenia w środku i poszliśmy aby szukać innej restauracji. Nie nastawialismy się na podobny lokal z podobnym atrybutem jaki był widok na miasto.

wtorek, 21 lipca 2015

Barcelona na talerzu

Bom dia!

Tym razem piszę już z Lizbony. Mając chwilę czasu postanowiłem napisać coś o lokalach gastronomicznych w Barcelonie, które warto polecić. Wiadomo, że nie będą to te z trzema lub dwoma gwiazdkami Michelin, ale myślę, że będąc w Barcelonie zjecie dobre jedzonko.Razem z Natalią ocenialiśmy lokale w skali od 1(najgorsze) do 6(najlepsze). Zaczynamy!

1. La Poma
Lokalizacja: La Rambla, idąc od Placa Catalunya po prawej stronie, dwupoziomowy lokal.
Jedzenie: Bardzo dobre, smakowało nam, w porządnych ilościach i proporcjonalne do ceny. Znajdziemy dania kuchnii katalońskiej. Polecam!!Ocena: 5
Wystrój: Cały lokal jest bardzo ładnie urządzony, włącznie z górnym pietrem. Wszystko jest czyste i schludne. Ocena: 5
Obsługa: Może się czepiamy, ale akurat nasz kelner były wyjątkowo nie miły. Nie robił w sumie nic złego, ale przyjął zamówienie i nawet nie podziękował, a gdy wołaliśmy go do stolika, trochę nas olewał. Podając talerze na stół robił to bez grama spokoju. Miałem wrażenie, że telarze zaraz pękną. Ubolewaliśmy trochę nad tym faktem i wiemy, że nie tylko tacy kelnerzy tam pracują, ale jednak to stanowi pewną ocenę restauracji. Ocena: 3,5
Podsumowanie: Zdecydowanie polecamy tę restaurację, jedzenie pyszne, wystrój taki, że samemu chce się tam siadać. Mam tylko nadzieję, że traficie na lepszą obsługę! Ogólna ocena: 4,5





poniedziałek, 20 lipca 2015

Ogrody Horta w Barcelonie

Hola!

Dzisiaj jest nasz ostatni dzień w Barcelonie, postanowiłem więc napisać coś abyście wiedzieli co u mnie. Stwierdziłem jednak, że nie będę wam pisał nie wiadomo jak długiej relacji, a zamiast tego opiszę wam rzecz, która spodobała mi się najbardziej, a zarazem jest nietypowa, niecodzienna i urzekła mnie odrazu.
Mowa jest o Ogrodach Horta. Dowiedzieliśmy się o parku z rekalmy zamieszczonej w planie miasta, który dostaliśmy na lotnisku. Mało kto wie, że w tym uroczym miejscu pełnego pięknych kwiatów i krzewów, ławek i posągów, znajduje się labirynt. To nie jest byle jaki labirynt. Jak się dowiedzieliśmy to właśnie ten labirynt pojawił się w filmie "Pachnidło: Historia Mordercy".
Do ogrodów wchodzimy przez główną bramę od strony areny sportowej. Idąc dalej przechodzimy przez kolejną bramę i wybieramy trasę na wprost która wiedzie nas dalej w górę. Po przejściu kilku uroczych miejsc, stawu oraz minięciu zacienionych alejek dochodzimy do głównego placu parku na którym znajduje się labirynt.
Początkowo spodziewałem się wielkiego i wysokiego na 4 m labiryntu z gęstych krzewów. Cóż... może trochę się przeliczyłem, jednak to co tam zobaczyliśmy urzekło nas i zachwyciło. Do labiryntu możemy wejść bocznymi wejściami, które znajdują się na dole, bądź głównym wejściem, schodząc po schodkach. Sercem labiryntu jest koło z białym posągiem, możemy się do niego dostać czterema wejściami. Sądziliśmy, że wejście do labiryntu, dojście do środka i wyjście to nie będzie nic trudnego, jednak jak się okazało pobłądziliśmy i zajęło nam trochę czasu na wydostanie się z labiryntu.
Nie chce wam zdradzać całości i opisywać wszystkiego co jest w ogrodzie. Trzeba tam zajrzeć, pospacerować, zobaczyć na własne oczy, wejść oczywiście do labiryntu i przez chwilę skupić się na tym jak z niego wyjść.

Wskazówki Praktyczne:

1. Jak dostać się do Ogordów Horta?

Do ogrodów najlepiej dostać się metrem. Na miejsce dojeżdza Zielona Linia metra (L3). Musimy wysiąść na stacji MUNDET i wyjść lewym wyjściem na powierzchnię. Dalej kierujemy się prosto, cały czas do góry aż dojedziemy do ronda. Na rondzie idziemy w praw( tak jak wiedzie droga), a na następnym skrzyżowaniu skręcamy znowu w prawo. Zobaczymy wielki stadion i parking. Na lewo będzie widać ogrody i główną bramę.

2.Kiedy wybrać się do ogrodów?

Cały rok jest dobry. Park jest mało znany, przez co unikamy turystyczny tłok. Możemy w spokoju pospacerować i nacieszyć nasze oczy pięknymi widokami.

3.Jakie są ceny biletów do ogrodów?

Normalnie bilety kosztują ok. 3 euro, natomiast w niedzielę i środę wejścia są bezpłatne.

Aby zachęcić was do odwiedzenia parku, chciałbym zaprezenotwać kilka zdjęć mojego autorstwa.












czwartek, 16 lipca 2015

Na początek- Majorka


   Dzisiejszy wpis piszę na lotnisku w Palmie na Majorce. Dlaczego akurat tutaj jestem? Wszystko zaczęło się rok temu, kiedy to zaczęliśmy  z Natalią planować następne wakacje. Najśmieszniejsze  było to, że jeszcze jedne się nie skończyły a my już planowaliśmy następne. Pomysł tak jakby sam od razu wpadł nam do głów. Wielka trasa.
   Mieliśmy ruszyć z domu w Świdnicy na zachód. Pierwszy przystanek- Hanower. Jadąc dalej na zachód mieliśmy zatrzymywać się w większych miastach na dłużej, a krótkie przerwy na spanie robić w mniejszych miejscowościach po drodze. I tak już dalej poszło- Amsterdam, Paryż, Santander, Porto, Lizbona, Faro, Gibraltar. Te miejsce miało być środkiem naszej podróży, a zarazem  celem wyprawy. Powrót był równie egzotyczny- Walencja, Barcelona, Cannes, Monako, Mediolan, Wiedeń no i  wreszcie Świdnica.
   Cała trasa oczywiście miała być pokonana samochodem. Dla mnie nie był to najmniejszy problem, wiedziałem że dam sobie radę jako kierowca. Krótkie trasy, częste przystanki- czyli damy radę. Takie było nasze nastawienie, jednak moja mama miała całkiem odmienne zdanie i już w połowie roku uświadomiła mnie, że nic z tego nie wyjdzie.
   Rozczarowani zaczęliśmy szukać czegoś innego. Od razu więc wymyśleliśmy skróconą wersję podróży lecz za środek transportu wybraliśmy samolot. Skulony podszedłem do rodziców i zapytałem nieśmiało o podróż samolotem w różne miejsca Europy. Chwila ciszy i nastąpił ten moment. Nagły usmiech na twarzy i akceptacja. Uff, czyli jedziemy.
   Razem z Natalą musieliśmy zaplanować naszą trasę. Z tylu miast trzeba było wybrać maksymalnie pięć. Po długich, nieprzespanych nocach debaty i kłótni wybraliśmy: Majorka, Barcelona, Lizbona, Paryż. Uznaliśmy ,że to jest to!
   Najwiekszym wyzwaniem, były bilety lotnicze i hotele. Po skorzytaniu z jednej z przeglądarek lotów zapisaliśmy na kartce wersję demo naszej trasy. Po sprawdzeniu wszystkich szczegółów zaczęliśmy rezerwować loty. Po zapłaceniu za bilety lotnicze nasza trasa ułozyła się następująco:

08.07-14.07- Majorka
14.07-21.07- Barcelona
21.07-25.07- Lizbona
25.07-30.07- Paryż

   Całkiem, całkiem. Byliśmy z siebie dumni. Nie dlatego, że udało nam się zarezerwować bilety, ale dlatego, że zrobiliśmy to sami bez niczyjej pomocy. To miała być nasza pierwsza samodzielna podróż po Europie. „Musi się udać”- powtarzałem sobie to każdego dnia. Od ferii zimowych, przez święta wielkanocne aż do majówki wszystko było dobrze.
   Aż w końcu zaczęły się pierwsze „problemiki”, mianowicie hotele były za drogie, bądź w ogóle ich nie było, lub były za daleko od naszych atrakcji. W końcu po paru weekendach dyskusji i szukania na „booking.com” lub innych podobnych stronach znaleźliśmy idelane hotele.
   I nadszedł ten dzień, dzień wylotu. Pierwsza podróż zaczęła się w Berlinie. Stamtąd wylecieliśmy na Majorkę. Podróż była spokojna, choć nie obyło się bez turbulencji, które ja akurat przeżywam bez stresowo.  Na wyspie, głównie plażowaliśmy choć musieliśmy oczywiście zobaczyć parę miejsc.




  

CAP DE FORMENTOR:
   Jest to najbardziej wysunięty na północ przylądek Majorki. Dojedziemy tam wąskimi, krętymi drogami wiodącymi przez wysokie góry. Po drodze możemy zatrzymać się przy dwóch punktach widokowych. Pierwszy jest tuż za miejscowością Pollenca. Jest to dość duży taras widokowy oznaczony znakiem ze starym aparatem fotograficznym. Z tego miejsca doskonale widać port w Pollenca jak i bezkres Morza Śródziemnego.  Ścieżka prowadzi nas ku górze, skąd widać dalszą część półwyspu. Po drodze wychylając się w stronę morza zauważamy kawałek metalu, do którego przyczepiono kłódki zakochanych. Cały taras jest dość długi, za to widoki są naprawdę niesamowite!
   Drugi taras widokowy jest nieco mniejszy i znajduje się bliżej końca półwyspu. Przez niewielką dziurkę w murze możemy zauważyć latarnię, która jest tuż tuż.
   Sama latarnia nie jest wysoka, a to za sprawą skały na której się znajduje. Względem morza znajduje się ona na dużej wysokości. Bardzo głodni i spragnieni poszliśmy do baru, który znajduje się pod latarnią. Od razu jak weszliśmy zaczęłem się zastanawiać dlaczego nie ma cen przy poszczególnych produktach. Przy kasie dowiedziałem  się dlaczego. Za dwa kawałki pizzy, colę, ciastko i ice tea zapłaciilśmy… 17, 50 euro. Niech każdy oceni czy to drogo czy nie, dla mnie jednak to lekka przesada. 
   Jednak to był dopiero początek. Okazało się, że przy stolikach dla gości bardzo często pojawiają się kozy. A ponieważ zawsze mamy szczęście to przy naszym stoliku pojawiła się także koza. Na początku nie było tak źle, przytulała się i od czasu do czasu przysuwała głowę do stołu, aby pod koniec naszego „obiadu” wejść na stolik by pożreć resztki mojej pizzy.
   Ogólnie, jeżeli będziecie kiedykolwiek mieli okazje być na Majorce warto poświęcić jeden dzień na wyprawę do Cap de Formentor. Nie sama latarnia robi wrażenie, ale droga, którą się pokonuje aby się dostać na koniec półwyspu jak i widoki rozciągające się z drogi. Przy dobrych warunkach atmosferycznych możliwe, że zobaczycie Miniorkę z tego półwyspu. Razem z Natalią uważamy, że jest to jedno z piękniejszyc h miejsc które widzieliśmy. UWAGA!Jeżeli będziecie dojeżdzać do Formentor autem radzimy zostawić je przed  latarnią. Parking na górze pod samą latarnią jest bardzo zatłoczony.



Widoki jakie widzi się po drodze są wspaniałe! Te góry, po jednej stronie, po drugiej morze. Piękne!


Widok na marine w miejscowości Pollenca(wym. Pojensa)


Na pierwszym tarasie widokowym zauważyłem to, czyli kozę na szczycie góry. Podobno to normalny widok.


To zdjęcie przedstawia nawyższy taras na pierwszym punkcie widokowym w drodze do Formentor.


Aby zobaczyć te kłódki trzeba się mocno wychylić. Jednak było warto.

  
Widok na dalszą część półwyspu. Na końcu znajduje się latarnia.


Drugi, mniejszy punkt widokowy. Pod odpowiednim kątem zobaczymy już latarnię Formentor.





Turyści ze względu na brak miejsc parkingowych zostawiają swoje auta na drodze. Proponuje nie podjeżdzać na samą górę na główny parking pod latarnię. Strasznie tłoczno.


I kolejna koza, tym razem z bliska. Była tak miła, że nie zjadła odrazu naszego jedzenia.



SOLLER I PORT DE SOLLER:
   Miejscowość ta znajduje się na zachodnim wybrzeżu Majorki. Możemy dotrzeć tam samochodem. UWAGA! Aby dostać się do Soller muimy przejechać płatny tunel. Dla samochodów osobowych opłata w jedną stronę wynosi 5 euro. Samo Soller jest małym miasteczkiem z jednym głównym placem… przy którym znajduje się kościół… . Główną atrakcja miasta jest kolejka Soller- Port de Soller, która przechodzi przez całe miasteczko. Dojedziemy nią do drugiej części miejscowości o wdzięcznej nazwie Port de Soller. Podróż staromodną kolejką traw ok. 20 min a bilet w jedną stronę kosztuje 5,50 euro. 
   W Port de Soller kolejka przejeżdza  wzdłuż głównego deptaka tuż obok plaży. Jeżeli chcemy skorzystać z kąpieli i wypożyczyć leżaki ceny wahają się od 4,50 do 6 ero za sam leżak lub leżak z parasolem.
   Jeżeli chcemy coś zjeść,  godna polecenia jest restauracja „Roma”, w której możemy korzystać z zimnej mgiełki wodnej dla ochłody podczas upalnych dni.



Piękne uliczki Soller.


Linia tramwajowa łącząca Soller z Port de Soller.


Staromodny tramwaj jadący z Port de Soller do zajezdni.


Główny plac miasta Placa Constitutio z kościołem  pod wezwaniem Sant Bartomeu. Kolejka przecina plac znikając za kościołem. 








Ubranka na drzewa- cudne!


Oto wspomniany wagon, który dawniej jeździł na lini Soller- Port de Soller.








Jeszcze jedno "ubranko" tym, razem na latarnię.


Ten sam tramwaj, tym razem na deptaku w Port de Soller.





Widok na marinę w Port de Soller. Piękna i urokliwa!

 To wszystko co chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o Majorce. Więcej atrakcji opiszę jak wrócę już do Polski. Następny przystanek- Barcelona!

sobota, 23 maja 2015

Roma na spokojnie

Witam!
   Zapewne zastanawiacie się dlaczego tytuł brzmi :"Roma na spokojnie". Otóż poprzedni wpis z Rzymu to relacja wycieczki, na której byłem w wiecznym mieście przez... 5 godzin. Wiele do zobaczenia w bardzo krótkim czasie. Tym razem byłem w Rzymie aż 4 dni. Poleciałem do Włoch na Święta Wielkanocne. W tym poście postaram się wam pokazać moje najlepsze zdjęcia, gdyż mógłbym wam pokazać wszystkie, lecz to nie w tym rzecz. Oczywiście nie będzie ich wiele, jednak mam nadzieje, że was zainteresują i zachęcą do wycieczki po wiecznym Rzymie. Zapraszam!


To własnie chciałem zobaczyć, podczas poprzedniej podróży była cała zasłonięta. Może za trzecim razem uda się zobaczyć w całej okazałości.


Ach i te uliczki i ci ludzie... ten włoski gwar!












Tuż niedaleko Piazza di Spagnia( Placu Hiszpańskiego) zauważyłem taką bramę. Wszedłem dalej a tam piękne patio. Zakochałem się! Naprawdę piękne ogordy w środku starego miasta są na wyciągnięcie ręki.
























   I te uliczki, pełne restauracji, które pękają w szwach od ludzi, turstów, ale też obywateli, mieszkańców Rzymu. Dla mnie te miasto jest piękne, wspaniałe i chociaż osobiście wolę Paryż pod względem architektury i układu miasta, to Rzym zajmuje zaszcytne drugie miejsce, najpiękniejszych stolic Europy, jakie do tej pory zwiedziłem.

 

Sample text

Sample Text

 
Blogger Templates